Podróż sentymentalna....... do kraju lat dziecinnych
Dodane przez dnia Styczeń 01 1970 02:00:00
Przeglądam stare pocztówki i fotografie przedstawiające nie bliskie osoby lecz miasteczko nad Wisłą. Jedna cecha je łączy- są stare sprzed pierwszej, wielkiej wojny. Są czarno-białe i pokolorowane. Oglądam je i czuję się u siebie; w krainie zapamiętanej z dzieciństwa...
Pamiętam ruiny, przez mgłę widzę odgruzowywanie, wagoniki na lorach wywożące gruz na planty.... Pamiętam budowę muru betonowego, żeby wzgórze nie wędrowało w stronę Wisły. Pamiętam wywożenie sprzętów z kościoła klasztornego – my mawialiśmy ewangelickiego; jakby usprawiedliwiając tamto barbarzyństwo ( to słowo ciśnie się na usta dzisiaj – wówczas byliśmy zbyt mali, by tak rozumować)To pamiętam, to zostało pod powiekami... ale przecież to miasto nie zmieniło się. W zasadniczym kształcie – kościoły, rynek, uliczki starego miasta - wokół Rynku pozostały takie jak były w czasach naszego dzieciństwa, młodości naszych rodziców czy dziadków.
Tamte widokówki z drugiej połowy XIX wieku i pierwszej połowy dwudziestego stulecia są czytelne dla dzisiejszych mieszkańców Nowego. Ktoś oglądając tę kolekcję westchnął: Stare, dobre Nowe. To nie sentymentalizm, to zrozumienie, że mieszkając tu, chodząc uliczkami nasiąkaliśmy tymi widokami na zawsze. Nawet po latach będąc z dala od tych obrazów, tych przeżyć i wspomnień; tym bardziej otwieramy się na ikony, emblematy naszego dzieciństwa czy młodości.
Przeglądając kolekcję zgromadzoną na portalu:www.nowe.z.pl ; czy są plany zabudowy, mapy czy podobizny miasteczka – stajemy zdumieni.
W zasadzie układ starego miasta – tego kiedyś zamkniętego w obrębie murów miejskich jest niezmienny. Nałóżmy współczesny plan turystyczny na rycinę z 1869 r. przedstawiająca miasto w XVI wiecznym układzie. Te plany są identyczne. Gdyby nie liczyć budynków zburzonych przez kataklizmy wojenne i uchwały Rady Miejskiej, chociażby z 1870 r. wyrażająca zgodę na rozbiórkę Bramy Gdańskiej. Powtarzam plany te są identyczne. Układ pozostał ten sam.
Wszystko co rosło poza murami było tylko przedmieściami: i ulica Nowa, i Komierowskiego, i osiedle 700-lecia i Nadwiślańskie i Myśliwskie. Nie wspominam fabryki mebli czy Zasadniczej Szkoły Zawodowej z okresu z ulicy Myśliwskiej.
Przez wieki, przez stulecia dla administracji Nowe zawierało się w obrębie murów miejskich. Pokazują to nawet statystyki ludności z I połowy XIX wieku – zwiększenie liczby mieszkańców odbywało się poprzez doliczanie ludności z kolejnych przyłączanych dzielnic np. w 1840 dołączono tzw. piątą dzielnicę zamieszkałą przez ludność żydowską – w sumie prawie dwie setki mieszkańców. Na starych fotografiach oraz rycinie Bramy Grudziądzkiej widoczny jest budynek bóżnicy, synagogi z długimi, wąskimi oknami niczym w miejscowych kościołach. Zniknął on z pejzażu miasteczka, ale chyba też ze świadomości mieszkańców. Nawet nieliczne pamiątki, groby o tamtych współmieszkańcach nie przypominają.
Wszak przecież to internauci z portalu wymienionego wyżej przypominają miejsca pochówku dawnych nowian, o których wspominają kolejni proboszczowie w Księdze przychodu kościoła parafialnego w Nowem. Dokument znaleziony przez Konstantego Kościńskiego, w trakcie jego zamieszkiwania grodu na Wisłą a opublikowanego już po przejściu na emeryturę i mającym nastąpić, za dwa lata zgonem. Brałem się do lektury tego materiału z oporami – wszak kogo dzisiaj mogą zainteresować zapiski w księgach parafialnych z XVII i XVIII wieku ??? Jednak w miarę lektury zmieniałem zdanie. Ileż tam życia ( mimo, że opisywane są pochówki mieszkańców Nowego) obyczajów, realia godne powieści historycznej. Przede wszystkim poznajemy prawdę o obyczajach pogrzebowych: pochówki w podziemiach kościołów, cmentarzach przy kościelnych i wyjątkowo na cmentarzu przy kaplicy św. Jerzego (tzw. stary cmentarz).
Zastanawiam się skąd ten dytyramb na cześć Nowego? Skąd taki przypływ wibracji pozytywnych? Takie myślenie o przeszłości, o miejscach serdecznych zda być się fundamentem, przystanią, ostoją, czymś najważniejszym.
Stąd jesteśmy, tu dorastaliśmy – wśród ludzi i murów. Należy się do tego miejsca. Gdziekolwiek jesteśmy, pod jakim gwiazdozbiorem? Dokądkolwiek los nas rzucił – pod powiekami, w sercach nosimy tamte obrazki. Widokówki, fotografie, ryciny tylko pomagają odświeżyć wrażenia, przypominają. Ale tak naprawdę tkwimy w tamtych pejzażach, widokach. One bez nas mogą trwać. Prawdę powiedziawszy my bez nich nie istniejemy, nie wyobrażalny to byt. Nasiąknęliśmy, wessaliśmy i potrzebne są nam jak dwutlenek przez nas wydychany roślinom.
Patrzę na miasteczko od strony Wisły czuję się niby grenadier francuski kiedy Cesarz wołał:Żołnierze, pamiętajcie, ze szczytów tych piramid czterdzieści wieków patrzy na was.
Przecież ten widok trwa tysiąc lat. Kilkaset na pewno, gdyby odrzucić pewną emfazę tego tekstu.
Wieżyce kościołów i Zamek. W zależności od jakości zdjęcia lub ryciny fragmenty murów a u podnóża Wisła leniwie tocząca swe wody. My jesteśmy przemijające refleksy – ten widok trwa od stuleci. My przeminiemy. Przeminęła Gazeta Nowska. Przeminie Głoś Nowego – panorama od strony Wisły będzie trwała. Wisła leniwie będzie toczyć swe wody.
Chyba każdy nowianin był nad Wisłą. Wędrował wałami, wzdłuż brzegów królowej rzek polskich. Spoglądał na miasteczko z tej dolnej, nadwiślańskiej perspektywy tak łatwej i wdzięcznej dla dla wszelkiej maści malarzy, fotografików, producentów widokówek i pamiątek. Ten widok nadwiślański jest marką Nowego, znakiem firmowym. Gdziekolwiek bądĄ się znajdziesz, gdzie los cię rzuci – pod powiekami, w pamięci wygrzebiesz, odnajdziesz ten widok. Będzie ci towarzyszył, przypominał, pocieszał.
Możesz nasłuchać się złośliwych komentarzy, plotek, pomówień, zawistnych uwag o aktualnych włodarzach miasteczka – ale Nowe jest ponad to. Przypuszczam, że my wędrowne ptaki, którzyśmy opuścili rodzinne uliczki, mury – to jesteśmy chwalcami tego piękna sentymentalnego, które przez nowian jest odbierane jak byle jakie miejsce codziennych trosk.
Czy żeby dostrzec piękno trzeba odjechać, porzucić krajobrazy dzieciństwa, bliskich za którymi zatęsknisz z daleka?
Okazuje się ten gród nad szeroką Wisła rozłożony jest Ąródłem sentymentalizmów rozmaitych nieuświadamianych, gdyś blisko tu. Dlaczego na portalu internetowym spotykają się ci, którzy są tylko gośćmi w rodzinnym grodzie? Wśród czytelników czasopism też ich napotkasz. Oni pamiętają. Oni noszą ten obraz w sobie. Radzi by go przekazywać – ale to wymaga wysiłku – kupienia biletu, przyjazdu i odwiedzenia rodzinnego miasteczka....
Ten tekst mógłby być przedmową w albumie widokówek, fotografii i wspomnień nowskich – ale kogo w dobie internetu, cyfrowych gadżetów takie wydawnictwo interesowałoby.... Może to ostatni taki moment, żeby westchnąć do kraju lat dziecinnych szeroko nad Wisłą rozciągnionych? (kapa)