Środa, ostatni dzień kwietnia. Po kilku miesiącach powracamy do Nowego. I na początek już miła niespodzianka: nowe przejścia dla pieszych i sygnalizacja na ulicach. Super! Jedziemy dalej. Ulica Kolejowa, kwiaciarnia. Uprzejma pani podaje nie tylko wybrane kwiaty i znicze, ale i przypomina także o zapałkach. Nie mamy, więc dorzuca do torby (gratis!) pudełeczko. Ludzie na cmentarzu krzątają się przy grobach swoich bliskich: i młodsi starsi, ale życzliwi i pogodni. Brak grabi? Żaden problem, zupełnie obcy ludzie sami proponują nam ich pożyczenie i cierpliwie czekają aż wszystko wysprzątamy. Z kapliczki św. Jerzego wychodzi kondukt żałobny i powoli kieruje się w górę ulicy, do cmentarza. Idąca z naprzeciwka ulicą młoda kobieta w zaawansowanej ciąży pochyla się nad swoją córeczką i mówi do niej "zawsze należy przeżegnać się w takiej chwili". Mała powoli składa rączki i robi znak krzyża.
Biuro parafialne. Miły i spokojny ksiądz proboszcz zapisuje na kartce dane naszej rodziny: kiedy zmarli, ich imiona i nazwiska, wypytuje w którym miejscu cmentarza dokładnie są pochowani i przeprasza, że to on zajmuje się sprawą opłaty za groby, ale "pani Urszula, która ma po swoja pieczą biuro parafialne właśnie gdzieś wyszła coś załatwiać". Chciałby jeszcze porozmawiać, ale już następny interesant z prośbą o zaświadczenie, że może być chrzestnym ojcem. Ciepło żegnani przez księdza ruszamy dalej.
Ulicą Gdańską powoli zbliżamy się do rynku. Panowie, którzy na twarzach mają wypisane ciągoty za napojami wyskokowymi, siedzą potulnie na schodkach prowadzących do Domu Towarowego. Ludzie dźwigają siatki, torby i plecaki: robią przedweekendowe zakupy. Panie rozmawiają w małych grupkach na ulicy. Dzieci śmigają na małych rowerkach przez centrum ryneczku. Właścicielki sklepików wyszły na zewnątrz i wygrzewają twarze w słońcu. Brak tu tak dobrze nam znanego pośpiechu i spięcia w oczach. Jakby wszyscy mówili: spokojnie, zdążymy, sporo czasu, wszystko załatwimy.
Młody człowiek radzi nam, aby zaparkować samochód trochę dalej, bo on zaraz ma dostawę węgla i auto mogłoby zostać przybrudzone pyłem. Dziękujemy mu za ostrzeżenie i posłusznie przestawiamy samochód w inne miejsce. Ktoś zastawia nam wyjazd, ale przeprasza, że to tylko na chwilę i że zaraz wróci, bo on tylko po chleb. Faktycznie, już po chwili wraca z monopolowego z owiniętą buteleczką w garści. Uśmiecha się do nas i odjeżdża. My również kiwamy mu ręką na pożegnanie: miły człowiek.
Chwila odpoczynku w cukierni ROMA. Zawsze gdy jesteśmy w Nowem nie odpuszczamy okazji, aby tu nie przywędrować. Boska kawa, pyszny sernik i wspaniałe lody o nazwie ślimak. Mmmmm, niebo w gębie, żegnaj dieto. Obok nas przy złączonych stolikach siedzą starsze, zadbane, urocze panie. Właśnie zrobiły zakupy i wpadły na herbatkę z cytryną i rurki z kremem. Opowiadają sobie o tym co kupiły, jak spędzą weekend i w jaki sposób najlepiej pozbyć się żylaków. Jest spokojnie i pięknier30;
Ten spokój i nam się udziela. Jeszcze ciastka na wynos, zakupy w sklepie obok (chleb nowski będzie przebojem na kolację) i spacer na planty. Piękne miejsce a o tej porze dnia całkowicie puste. Bujna, dzika zieleń rosnąca przy schodkach pozwala nam rozmarzyć się: jak pięknie będzie wyglądać to miejsce, gdy przejdzie proces oczekiwanej renowacji. Zjeżdżamy jeszcze na sam dół ulicą Rybaki. Wisła płynie leniwie i spokojnie. Widok z łąki nadwiślańskiej na górujące Nowe z zamkiem w tle imponujący. I pora zbierać się. Powoli opuszczamy miasteczko. Jeszcze oglądamy się za siebie - szkoda, że to już koniec. Dziękujemy Ci Nowe, będziemy tu wracać.
· Napisane przez 23121959
dnia maj 04 2008 ·
Kategoria: Turystyka · 5 komentarzy ·
4858 czytań ·
23121959, poczułam się tak jakbym była z tobą na tej wycieczce po Nowem...
Wszystko co opisujesz jest takie znajome, takie codzienne...
Widzę jak odwiedzasz kwiaciarnię i obsługuje ciebie tam miła pani, dorzucając zapałki do zniczy, widzę ludzi krzątających się na cmentarzu, panią siedzącą na schodkach przed sklepem, wygrzewającą się na słońcu i zawsze uśmiechniętą, a na innych schodach panów wyglądających na " wczorajszych" , czuję smak ciasta z Romy (szczególnie eklerków) i ten widok znad Wisły na miasto...
To wszystko jest takie charakterystyczne dla tego miasta...Masz rację...będziemy tu wracać...
Dla jednych w połowie wypełniona szklanka jest już prawie pusta, dla drugich ta sama szklanka jest jeszcze wypełniona.
Należę do tych drugich i kolekcjonuję to co nadaje sens życiu: uroczy klimat, tajemniczą aurę, ciekawych ludzi spotkanych w drodze.
Smakuję każdy dzień, a to jedno przedpołudnie w Nowem - mmmm, pychota.
Ika r11;, chyba mamy te same smaki i tęsknotyr30;.. może kiedyś spotkamy się przy eklerkach w cukiernir30;r30;r30;r30;r30;r30;..
Piękne miasteczko Nowe zgadzam się z tym całkowicie.Odwiedziłem Nowe po kilkunastu latach niebytności i na powrót zakochałem się w tym mieście.Odżyły wszystkie wspomnienia z lat młodości.Zwiedziłem całe miasto,wszystkie znajome miejsca.Nowe zmieniło się na lepsze,wypiękniało.Remont 1ki,odnowiony zamek,nowe osiedle nadwiślańskie,ale są i mankamenty zaniedbane planty,dworzec PKP,amfiteatr i jezioro czarownic tak,że jest jeszcze wiele do zrobienia.Zauważyłem jakby mniej ludzi na ulicach i smutek w ich oczach.Rozmawiając z mieszkańcami na temat jak się żyje,wszyscy narzekali na brak pracy i perspektyw.Bardzo to przykre,że nie idzie ku lepszemu.Spędziłem w Nowym cały dzień i jak powiedziała spica Nowe to jak bombonierka,słodko smakuje i zawsze będziemy wracać bo drugiego takiego miejsca nie ma nigdzie na świecie.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony